Jest ranek. Dzisiaj powinni mnie stąd wypisać. Z jednej strony to mogłabym tu zostać. Byłabym bezpieczna, udawałabym że jest mi nie dobrze, że jestem chora, ale nie chcę kłamać. Potem wynikłyby tylko z tego kłopoty. Nie lubię kłamać, wiedząc, że jestem chrześcijanką i że uraziłabym przez to Boga. Czuję się już dobrze, ale w tej chwili chcę czuć się źle, tylko dlatego, żeby móc tu zostać i czuć się bezpiecznie.
Myślę, że gdybym została tutaj do końca życia (choć to niemożliwe) to i tak nikt by się mną nie przejął.
Do pokoju wszedł lekarz. Nie odzywam się ani słowem. Zaczyna mówić zachrypłym głosem.
- Dzień dobry. Dzisiaj ciebie stąd wypiszemy. Ale na razie się przebierz - mówi do mnie rzucając dla mnie białą, luźną bluzkę
Nie odzywam się. Czekam na kolejne słowa wypowiedziane z jego ust.
- No idź się przebierz - powtarza z oburzeniem, jakby myślał że go nie dosłyszałam
Zbieram się na nogi, wstaję gwałtownie z łóżka, wskazuję mi łazienkę, a ja idę we wskazanym kierunku. Zakładam koszulkę i znowu jestem w pokoju.
- Ale nie wypuszczę cię stąd dopóki nie opowiesz mi czegoś o sobie. Te informacje będą zapisane w pewnej karcie. To nie ważne, po prostu powiedz parę informacji.
On myśli, że to takie proste. To nie jest wcale proste.
Przełknęłam ślinę, której całkiem sporo zebrało się w mojej buzi w ciągu tej wypowiedzi. Mój wzrok opadł ku ziemi. Czeka aż coś powiem. Powtarza.
- To opowiesz mi coś o sobie? - od razu widać, że jest niecierpliwy
- No dobrze... Więc mam na imię Clara. Mam 16 lat.
Chyba się zdziwił, że tak mało powiedziałam, ale po mimo tego nie pytał się już o nic więcej. Widocznie te informacje jemu wystarczyły. Całe szczęście.
Inni mówią, że będzie ci lżej jak komuś się wygadasz. Może i tak. Nigdy tego nie próbowałam. Nie potrafię. Jedynie umiem wygadać się dla mojego pamiętnika. Nie myślę o tym co sobie pomyśli, co powie, bo pamiętnik nie umie myśleć, mówić, i to są właśnie jego zalety. A wady są takie, że nie może pocieszyć, nie może przytulić, nie może wesprzeć.
Doktor przygląda mi się uważnie, a ja nie wiem co mam myśleć o tym spojrzeniu. Staram się je ignorować. Poprawia okulary i wychodzi z pokoju.
Nie muszę już tutaj być, ale chcę. Chcę być bezpieczna. Ale nie mogę przecież leżeć tak bezczynnie, nic nie robiąc, do końca mojego życia.
Nie mam tutaj za wiele rzeczy. Dobrze się składa, że dał mi tą bluzkę. Dobrze się w niej czuję. Tak świeżo, delikatnie. Mam ze sobą tylko niewielką torbę. Wzięłam ją i wyszłam z pokoju. Idę przed siebie, starając się być nie zauważalna. Pielęgniarki i lekarze nie widzą, że opuszczam szpital. Myślę, że lekarz zastając puste łóżko w pokoju, nie zdziwi się. Przecież powiedział, że dziś mnie wypiszą, więc chyba mogłam wyjść, tak?
Justin powiedział, że odwiedzi mnie dzisiaj. Tylko, że jak on mnie teraz znajdzie? Nie potrzebnie się tak śpieszyłam. Mogłam zostać jeszcze na chwilę i na niego poczekać. Nie mam innego wyboru jak poczekać na niego tutaj. Przed szpitalem. Siedzę na ławce. Zerkam w każdą stronę z nadzieją, że go zobaczę. Ale nie dostrzegam go. Mój wzrok zwraca się ku ziemi. Patrzę w jeden punkt. Myślę o nim...
- Hej - mówi przestraszając mnie
- Hej. Przestraszyłam się. - śmieję się cicho, spuszczając głowę w dół
- Przepraszam, myślałem że...
- Nieważne. Nic się nie stało. - uśmiecham się
- To dobrze - odwzajemnia uśmiech
Wstaję z ławki. Moja noga zahaczyła się o nią. Moją twarz oblewają miliony rumieńców. Jestem w jego ramionach.
- Przepraszam. Nie chciałam - jeszcze więcej rumieńców na mojej twarzy.
- Nic się nie stało - poprawia moje włosy. Przybliża się do mnie powoli. Patrzy mi prosto w oczy. Jego usta się otwierają, a on chyba o tym nie wie. Nie panuje nad tym.
Wszystko psuję poprawiając moje włosy, ale nagle czuję, że jego ręka ujmuje moją, łapie ją lekko i ściąga na dół, przybliżając do swojego uda. Nie wierzę. Nie wiem co mam robić, jak się zachowywać. Nasze dłonie się splatają. To wygląda jakbyśmy byli razem... Co ten gest może u niego znaczyć? W mojej głowie przebiega pełno myśli. Patrzę jemu w oczy. Są takie piękne, takie duże, takie łatwowierne. Jak patrzę jemu w oczy, czuję, że mogłabym wszystko powiedzieć, na wszystko się zgodzić. Nie mogłabym odmówić tym oczom. Uginają się pode mną kolana.
- Chcesz mnie gdzieś zabrać?
- Tak.
Jest już całkiem ciemno. Nie mam pojęcia, która jest godzina. Idziemy trzymając się za ręce. To musi być s e n.
- Mogę zawiązać ci oczy? - pyta się
- Ale po co? - nie mam pojęcia o co chodzi, trochę się boję.
- Zobaczysz - uśmiecha się
- No dobrze... - odpowiadam nieśmiało
Delikatnie zawiązuje chustką moje oczy. Nic nie widzę. Tylko jeszcze większą ciemność niż przedtem.
Idziemy nie odzywając się do siebie ani słowem. Trzymamy się za ręce.
- To tutaj - odwiązuję chustkę, patrząc na mnie, patrząc jaka będzie moja reakcja
Widzę przed sobą piękny widok. Całe miasto w nocy oświetlone przez tysiące świateł. To niewiarygodne.
- To jest... to jest piękne - wykrztuszam
- Chciałbym ci coś powiedzieć - bierze mnie za ręce, stoimy zaledwie 10 centymetrów od siebie. Zaciska wargę i chcę już mówić.
- Bo wiesz... - chyba chcę ciągnąc to dalej, gdy nagle obok nas przejeżdża policja, kilkanaście wozów policyjnych. A ja myślę, czy to nie chodzi o mnie. Wydaję mi się, że Justin widzi w moich oczach niepokój, przerażenie, strach. Jak dobrze, że ludzie nie umieją wiedzieć o czym kto myśli. Błagam Pana Boga, żeby tylko nie przyjechali po mnie, nie w tym momencie. Nie teraz. Nigdy. Wątpie, żeby matka miała wysyłać po mnie policję. Samochody przejeżdżają. To chyba nie po mnie. Jak dobrze. Dziękuje.
- Coś się stało? - pyta zdziwiony
- Mów co chciałeś powiedzieć - zmieniam temat, mówię cicho uśmiechając sie, biorę jego ręce w swoje, a on zapomina o całej tej sytuacji. Nasze dłonie rozplatają się. Ujmuje moją twarz. Głaszcze mnie po policzku, a ja stoję jak słup. Łapie mnie w talii. Jego uścisk jest tak bardzo delikatny. Przyciąga mnie do siebie. Otwierają mi się usta. Panuję nad tym. Po każdym otwarciu zamykam je. Biorę głęboki oddech.
1 2 3
Całuje mnie.
Odrywa swoje usta od moich. Zaciska wargę. Zarzucam kosmyk włosów za ucho i po pewnej chwili już tylko nasze dłonie się splatają.
- Clara, ja...
Cię kocham. Tak to sobie wyobrażam. Nie wiem czy chciał mi powiedzieć właśnie te słowa czy nie. Nieważne. Umieram. Nie mogę oddychać. Dosłownie. Moje imię rozbrzmiewa w jego ustach. To piękne, wspaniałe, śliczne, niesamowite. Nie da się tego opisać. Nie wiem co mam powiedzieć. To wszystko za szybko się dzieję. Znamy się zaledwie jeden dzień. Ale ja go kocham. Ja nie chcę tego ukrywać. On nie wie co robi, on nie wie kim ja jestem. Myślałam, że człowiek, z którym jestem już na tyle blisko uleczy moje serce. Okazuję się, że on mi je rani. A to wszystko przeze mnie, to moja wina. Bo to ja boję wpakować się w poważny związek. Nigdy nie miałam chłopaka i nie wiem jak to jest. Nie wiem co by o mnie pomyślał gdyby sie o mnie dowiedział, o moim przeklętym życiu prywatnym. Boże... Czemu nie możesz mi pomóc?! Czy ja zrobiłam coś złego?
Chcę umrzeć. Nie mam zamiaru żyć w ciągłym stresie. Nie chcę, ale potrafię. Niestety.
Rzeczy, które chcę umieć uciekają ode mnie, boją się mnie. Rzeczy, których chce się pozbyć męczą mnie, nachodzą mnie, prześladują, nie odpuszczą. A czemu? Bo nie jestem na tyle silna, żeby się ich pozbyć.
- Muszę już iść...
- Ale czekaj... - zatrzymuję się - Nie możesz tak po prostu pójść.
- Jest już późno, na prawdę muszę już iść.
- No dobrze. Ale co z nami? Co będzie z tym wszystkim? Zamierzasz wszystko tak zostawić?
- Justin... Ty wiesz co mówisz? Jest w ogóle takie coś jak "my"? To nie ma sensu. Nie wiem czego chcesz. Nie wiesz kim jestem, jaka jestem. Może gdybyś się dowiedział to byś zrozumiał - nie wiem czemu to mówię, żałuję moich słów w tym momencie.
Patrzy się na mnie. Stoi nieruchomo.
- Oczywiście że jest takie coś jak my. Ale trochę cię nie rozumiem... Czego mam się dowiedzieć? Chcesz mi coś powiedzieć?
- Chcę, ale nie potrafię - i teraz przez mojej głowie przebiegają te słowa.. "Jak chcesz to potrafisz" - Nie wiesz niczego. Nie masz o niczym pojęcia. Nie znasz mnie.
- Nie muszę cię znać żeby cię kochać.
- Słyszysz siebie? - pytam zdziwiona, on chyba zwariował.
- Tak, słyszę. Nie muszę cię znać, tylko że ja cię znam, więc nie widzę problemu.
Jak to?
- Ty mnie nie znasz, ty się tylko domyślasz, jaka jestem, ty tylko tak myślisz, że mnie znasz, ale na prawdę tak nie jest.
Nie odzywa sie. Czeka na kolejne słowa wypowiedziane z moich ust.
Ale ja nic nie mówię, więc on zaczyna.
- Więc jeśli cie nie znam, to czemu nie mógłbym cię poznać?
Zamieram. Nie wiem co powiedzieć. Ale daję rade.
- To wszystko jest skomplikowane...
- Nie znamy się długo, ale Clara... - ujmuję moją twarz w swoje ręce i patrzy mi prosto w oczy - wiedz, że możesz mi zaufać.
Jego oczy... Znowu. Tym oczom nie da się odmówić. To byłby grzech.
- Ale ja nie wiem czy potrafię, czy jestem gotowa.
- Jeśli nie jesteś to rozumiem. Ale ile to ma potrwać? Kiedy będziesz gotowa?
- Nie wiem.
Mam poczucie winy. Czuję, że wszystko psuję. Czemu ja to robię?
- Ja nie byłam nigdy w związku.
- To w tym cały problem? - śmieje się
- Nie - mam zamiar już się śmiać, ale powstrzymuję się - Chodzi o to, że gdybyś mnie poznał dokładnie, nie tylko moje imię i mój wiek. Mam wrażenie, że jakbym ci o sobie opowiedziała to byś się poddał, byś zrezygnował.
- Zapewniam cię, że za nic się nie poddam. Kocham cię i nic tego nie zmieni.
Rumienię się. Te słowa są takie szczere, a ja w nie nadal wątpie. Po prostu nie umiem im zaufać. Jestem okropna. On się stara z całych sił, a ja muszę wszystko zepsuć.
- Dobrze. Zaufam ci. - Nie wierzę. Nie wierzę, że to mówię.
Uśmiecha się. Przytula mnie mocno. W jego uścisku czuć troskliwość. Przejeżdżam ręką po jego plecach. Czuję się bezpiecznie.
Puszczamy siebie. Stoimy patrząc sobie w oczy.
- Możemy iść do mnie. - uśmiecha się
Może na prawdę jak komuś o tym opowiem to będzie mi lepiej. Może spadnie mi kamień z serca. Zaryzykuję.
- Dobrze.
- Zamówię taksówkę.
- Nie musisz. Możemy pójść piechotą. - uśmiecham się
- Pada deszcz. Zamówię. - mówi jeszcze raz zapewniając mnie, że tak będzie lepiej
Czekamy na taksówkę, nie odzywając się do siebie. Myślę o tylu rzeczach. Chcę już się dowiedzieć jaki jest na prawdę Justin, chcę go poznać, tak jak on pozna zaraz mnie. Boję się, a zarazem czuję ulgę.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, że dzisiaj pierwszy raz się całowałam. To był mój pierwszy pocałunek. Zaplanował go w tak pięknym miejscu, jakby wiedział, że ta chwila jest wyjątkowa, bo to mój pierwszy raz. Czasem mam wrażenie, że wszystko o mnie wie, ale to nieprawda.
------------------------------------------------------------------
Tak jak obiecałam rozdział miał być dłuższy od poprzedniego, więc tak jest. Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba. Wasze szczere opinie mile widziane w komentarzach :)
Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć zajrzyj do zakładki "Informowani".