piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 3

Nie spałam całą noc. Ta rozmowa... Ten chłopak... Wydaje się miły. Nigdy takiego nie spotkałam, może dlatego, że do tej pory nie spotkałam żadnego.
Jest ranek. Dzisiaj powinni mnie stąd wypisać. Z jednej strony to mogłabym tu zostać. Byłabym bezpieczna, udawałabym że jest mi nie dobrze, że jestem chora, ale nie chcę kłamać. Potem wynikłyby tylko z tego kłopoty. Nie lubię kłamać, wiedząc, że jestem chrześcijanką i że uraziłabym przez to Boga. Czuję się już dobrze, ale w tej chwili chcę czuć się źle, tylko dlatego, żeby móc tu zostać i czuć się bezpiecznie.
Myślę, że gdybym została tutaj do końca życia (choć to niemożliwe) to i tak nikt by się mną nie przejął.
Do pokoju wszedł lekarz. Nie odzywam się ani słowem. Zaczyna mówić zachrypłym głosem.
- Dzień dobry. Dzisiaj ciebie stąd wypiszemy. Ale na razie się przebierz - mówi do mnie rzucając dla mnie białą, luźną bluzkę
Nie odzywam się. Czekam na kolejne słowa wypowiedziane z jego ust.
- No idź się przebierz - powtarza z oburzeniem, jakby myślał że go nie dosłyszałam
Zbieram się na nogi, wstaję gwałtownie z łóżka, wskazuję mi łazienkę, a ja idę we wskazanym kierunku. Zakładam koszulkę i znowu jestem w pokoju.
- Ale nie wypuszczę cię stąd dopóki nie opowiesz mi czegoś o sobie. Te informacje będą zapisane w pewnej karcie. To nie ważne, po prostu powiedz parę informacji.
On myśli, że to takie proste. To nie jest wcale proste.
Przełknęłam ślinę, której całkiem sporo zebrało się w mojej buzi w ciągu tej wypowiedzi. Mój wzrok opadł ku ziemi. Czeka aż coś powiem. Powtarza.
- To opowiesz mi coś o sobie? - od razu widać, że jest niecierpliwy
- No dobrze... Więc mam na imię Clara. Mam 16 lat.
Chyba się zdziwił, że tak mało powiedziałam, ale po mimo tego nie pytał się już o nic więcej. Widocznie te informacje jemu wystarczyły. Całe szczęście.
Inni mówią, że będzie ci lżej jak komuś się wygadasz. Może i tak. Nigdy tego nie próbowałam. Nie potrafię. Jedynie umiem wygadać się dla mojego pamiętnika. Nie myślę o tym co sobie pomyśli, co powie, bo pamiętnik nie umie myśleć, mówić, i to są właśnie jego zalety. A wady są takie, że nie może pocieszyć, nie może przytulić, nie może wesprzeć.
Doktor przygląda mi się uważnie, a ja nie wiem co mam myśleć o tym spojrzeniu. Staram się je ignorować. Poprawia okulary i wychodzi z pokoju.
Nie muszę już tutaj być, ale chcę. Chcę być bezpieczna. Ale nie mogę przecież leżeć tak bezczynnie, nic nie robiąc, do końca mojego życia.
Nie mam tutaj za wiele rzeczy. Dobrze się składa, że dał mi tą bluzkę. Dobrze się w niej czuję. Tak świeżo, delikatnie. Mam ze sobą tylko niewielką torbę. Wzięłam ją i wyszłam z pokoju. Idę przed siebie, starając się być nie zauważalna. Pielęgniarki i lekarze nie widzą, że opuszczam szpital. Myślę, że lekarz zastając puste łóżko w pokoju, nie zdziwi się. Przecież powiedział, że dziś mnie wypiszą, więc chyba mogłam wyjść, tak?
Justin powiedział, że odwiedzi mnie dzisiaj. Tylko, że jak on mnie teraz znajdzie? Nie potrzebnie się tak śpieszyłam. Mogłam zostać jeszcze na chwilę i na niego poczekać. Nie mam innego wyboru jak poczekać na niego tutaj. Przed szpitalem. Siedzę na ławce. Zerkam w każdą stronę z nadzieją, że go zobaczę. Ale nie dostrzegam go. Mój wzrok zwraca się ku ziemi. Patrzę w jeden punkt. Myślę o nim...
- Hej - mówi przestraszając mnie
- Hej. Przestraszyłam się. - śmieję się cicho, spuszczając głowę w dół
- Przepraszam, myślałem że...
- Nieważne. Nic się nie stało. - uśmiecham się
- To dobrze - odwzajemnia uśmiech
Wstaję z ławki. Moja noga zahaczyła się o nią. Moją twarz oblewają miliony rumieńców. Jestem w jego ramionach.
- Przepraszam. Nie chciałam - jeszcze więcej rumieńców na mojej twarzy.
- Nic się nie stało - poprawia moje włosy. Przybliża się do mnie powoli. Patrzy mi prosto w oczy. Jego usta się otwierają, a on chyba o tym nie wie. Nie panuje nad tym.
Wszystko psuję poprawiając moje włosy, ale nagle czuję, że jego ręka ujmuje moją, łapie ją lekko i ściąga na dół, przybliżając do swojego uda. Nie wierzę. Nie wiem co mam robić, jak się zachowywać. Nasze dłonie się splatają. To wygląda jakbyśmy byli razem... Co ten gest może u niego znaczyć? W mojej głowie przebiega pełno myśli. Patrzę jemu w oczy. Są takie piękne, takie duże, takie łatwowierne. Jak patrzę jemu w oczy, czuję, że mogłabym wszystko powiedzieć, na wszystko się zgodzić. Nie mogłabym odmówić tym oczom. Uginają się pode mną kolana.
- Chcesz mnie gdzieś zabrać?
- Tak.
Jest już całkiem ciemno. Nie mam pojęcia, która jest godzina. Idziemy trzymając się za ręce. To musi być s e n.
- Mogę zawiązać ci oczy? - pyta się
- Ale po co? - nie mam pojęcia o co chodzi, trochę się boję.
- Zobaczysz - uśmiecha się
- No dobrze... - odpowiadam nieśmiało
Delikatnie zawiązuje chustką moje oczy. Nic nie widzę. Tylko jeszcze większą ciemność niż przedtem.
Idziemy nie odzywając się do siebie ani słowem. Trzymamy się za ręce.
- To tutaj - odwiązuję chustkę, patrząc na mnie, patrząc jaka będzie moja reakcja
Widzę przed sobą piękny widok. Całe miasto w nocy oświetlone przez tysiące świateł. To niewiarygodne.
- To jest... to jest piękne - wykrztuszam
- Chciałbym ci coś powiedzieć - bierze mnie za ręce, stoimy zaledwie 10 centymetrów od siebie. Zaciska wargę i chcę już mówić.
- Bo wiesz... - chyba chcę ciągnąc to dalej, gdy nagle obok nas przejeżdża policja, kilkanaście wozów policyjnych. A ja myślę, czy to nie chodzi o mnie. Wydaję mi się, że Justin widzi w moich oczach niepokój, przerażenie, strach. Jak dobrze, że ludzie nie umieją wiedzieć o czym kto myśli. Błagam Pana Boga, żeby tylko nie przyjechali po mnie, nie w tym momencie. Nie teraz. Nigdy. Wątpie, żeby matka miała wysyłać po mnie policję. Samochody przejeżdżają. To chyba nie po mnie. Jak dobrze. Dziękuje.
- Coś się stało? - pyta zdziwiony
- Mów co chciałeś powiedzieć - zmieniam temat, mówię cicho uśmiechając sie, biorę jego ręce w swoje, a on zapomina o całej tej sytuacji. Nasze dłonie rozplatają się. Ujmuje moją twarz. Głaszcze mnie po policzku, a ja stoję jak słup. Łapie mnie w talii. Jego uścisk jest tak bardzo delikatny. Przyciąga mnie do siebie. Otwierają mi się usta. Panuję nad tym. Po każdym otwarciu zamykam je. Biorę głęboki oddech.
1 2 3
Całuje mnie.
Odrywa swoje usta od moich. Zaciska wargę. Zarzucam kosmyk włosów za ucho i po pewnej chwili już tylko nasze dłonie się splatają.
- Clara, ja...
Cię kocham. Tak to sobie wyobrażam. Nie wiem czy chciał mi powiedzieć właśnie te słowa czy nie. Nieważne. Umieram. Nie mogę oddychać. Dosłownie. Moje imię rozbrzmiewa w jego ustach. To piękne, wspaniałe, śliczne, niesamowite. Nie da się tego opisać. Nie wiem co mam powiedzieć. To wszystko za szybko się dzieję. Znamy się zaledwie jeden dzień. Ale ja go kocham. Ja nie chcę tego ukrywać. On nie wie co robi, on nie wie kim ja jestem. Myślałam, że człowiek, z którym jestem już na tyle blisko uleczy moje serce. Okazuję się, że on mi je rani. A to wszystko przeze mnie, to moja wina. Bo to ja boję wpakować się w poważny związek. Nigdy nie miałam chłopaka i nie wiem jak to jest. Nie wiem co by o mnie pomyślał gdyby sie o mnie dowiedział, o moim przeklętym życiu prywatnym. Boże... Czemu nie możesz mi pomóc?! Czy ja zrobiłam coś złego?
Chcę umrzeć. Nie mam zamiaru żyć w ciągłym stresie. Nie chcę, ale potrafię. Niestety.
Rzeczy, które chcę umieć uciekają ode mnie, boją się mnie. Rzeczy, których chce się pozbyć męczą mnie, nachodzą mnie, prześladują, nie odpuszczą. A czemu? Bo nie jestem na tyle silna, żeby się ich pozbyć.
- Muszę już iść...
- Ale czekaj... - zatrzymuję się - Nie możesz tak po prostu pójść.
- Jest już późno, na prawdę muszę już iść.
- No dobrze. Ale co z nami? Co będzie z tym wszystkim? Zamierzasz wszystko tak zostawić?
- Justin... Ty wiesz co mówisz? Jest w ogóle takie coś jak "my"? To nie ma sensu. Nie wiem czego chcesz. Nie wiesz kim jestem, jaka jestem. Może gdybyś się dowiedział to byś zrozumiał - nie wiem czemu to mówię, żałuję moich słów w tym momencie.
Patrzy się na mnie. Stoi nieruchomo.
- Oczywiście że jest takie coś jak my. Ale trochę cię nie rozumiem... Czego mam się dowiedzieć? Chcesz mi coś powiedzieć?
- Chcę, ale nie potrafię - i teraz przez mojej głowie przebiegają te słowa.. "Jak chcesz to potrafisz" - Nie wiesz niczego. Nie masz o niczym pojęcia. Nie znasz mnie.
- Nie muszę cię znać żeby cię kochać.
- Słyszysz siebie? - pytam zdziwiona, on chyba zwariował.
- Tak, słyszę. Nie muszę cię znać, tylko że ja cię znam, więc nie widzę problemu.
Jak to?
- Ty mnie nie znasz, ty się tylko domyślasz, jaka jestem, ty tylko tak myślisz, że mnie znasz, ale na prawdę tak nie jest.
Nie odzywa sie. Czeka na kolejne słowa wypowiedziane z moich ust.
Ale ja nic nie mówię, więc on zaczyna.
- Więc jeśli cie nie znam, to czemu nie mógłbym cię poznać?
Zamieram. Nie wiem co powiedzieć. Ale daję rade.
- To wszystko jest skomplikowane...
- Nie znamy się długo, ale Clara... - ujmuję moją twarz w swoje ręce i patrzy mi prosto w oczy - wiedz, że możesz mi zaufać.
Jego oczy... Znowu. Tym oczom nie da się odmówić. To byłby grzech.
- Ale ja nie wiem czy potrafię, czy jestem gotowa.
- Jeśli nie jesteś to rozumiem. Ale ile to ma potrwać? Kiedy będziesz gotowa?
- Nie wiem.
Mam poczucie winy. Czuję, że wszystko psuję. Czemu ja to robię?
- Ja nie byłam nigdy w związku.
- To w tym cały problem? - śmieje się
- Nie - mam zamiar już się śmiać, ale powstrzymuję się - Chodzi o to, że gdybyś mnie poznał dokładnie, nie tylko moje imię i mój wiek. Mam wrażenie, że jakbym ci o sobie opowiedziała to byś się poddał, byś zrezygnował.
- Zapewniam cię, że za nic się nie poddam. Kocham cię i nic tego nie zmieni.
Rumienię się. Te słowa są takie szczere, a ja w nie nadal wątpie. Po prostu nie umiem im zaufać. Jestem okropna. On się stara z całych sił, a ja muszę wszystko zepsuć.
- Dobrze. Zaufam ci. - Nie wierzę. Nie wierzę, że to mówię.
Uśmiecha się. Przytula mnie mocno. W jego uścisku czuć troskliwość. Przejeżdżam ręką po jego plecach. Czuję się bezpiecznie.
Puszczamy siebie. Stoimy patrząc sobie w oczy.
- Możemy iść do mnie. - uśmiecha się
Może na prawdę jak komuś o tym opowiem to będzie mi lepiej. Może spadnie mi kamień z serca. Zaryzykuję.
- Dobrze.
- Zamówię taksówkę.
- Nie musisz. Możemy pójść piechotą. - uśmiecham się
- Pada deszcz. Zamówię. - mówi jeszcze raz zapewniając mnie, że tak będzie lepiej
Czekamy na taksówkę, nie odzywając się do siebie. Myślę o tylu rzeczach. Chcę już się dowiedzieć jaki jest na prawdę Justin, chcę go poznać, tak jak on pozna zaraz mnie. Boję się, a zarazem czuję ulgę.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, że dzisiaj pierwszy raz się całowałam. To był mój pierwszy pocałunek. Zaplanował go w tak pięknym miejscu, jakby wiedział, że ta chwila jest wyjątkowa, bo to mój pierwszy raz. Czasem mam wrażenie, że wszystko o mnie wie, ale to nieprawda.

------------------------------------------------------------------
Tak jak obiecałam rozdział miał być dłuższy od poprzedniego, więc tak jest. Mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodoba. Wasze szczere opinie mile widziane w komentarzach :)
Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć zajrzyj do zakładki "Informowani".

wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 2

- Dzień dobry. Czy mogę już ją zobaczyć?
- Kim dla niej jesteś?
- Ja ją znalazłem...
- No! To trzeba było tak od razu - powiedział doktor, który ma wspaniałe poczucie humoru
Wszedł do pokoju 202, w którym znajdowała się Clara.
Moje oczy powoli się otwierają. Widzę tylko rozmazane tło. Nie mam pojęcia gdzie jestem. Powoli zaczynam coś widzieć. Mój wzrok coś dostrzega. W sumie to nie coś, tylko kogoś. Moje oczy są już szeroko otwarte. Widzę jakiegoś chłopaka. W moim wieku, może trochę starszego, sama nie wiem. Moje serce zaczyna bić coraz szybciej. Każdy jego ruch przyśpiesza bicie mojego serca. Moja bezsilna ręka unosi się ku włosom, które chcę poprawić, lecz w tym momencie on ją lekko łapie i delikatnie odkłada na łóżko, na którym leżę. Moją twarz zalewa rumieniec, który można porównać do świeżej krwi. Od momentu kiedy mnie dotknął nie wykonałam ani jednego ruchu, ani razu nie mrugnęłam. Leżę, jak trup z otwartymi oczami.
Zaczyna mówić, a ja powstrzymuję moje ręce od dygotania.
- To dobrze, że się już obudziłaś - uśmiechnął się - Kiedy szedłem na autobus zobaczyłem ciebie jak upadłaś. Zemdlałaś.
Czekał, aż coś powiem, ale chyba nie doczeka się chwili kiedy z siebie coś wyduszę.
- Ja może już pójdę, chyba nie czujesz się najlepiej.
Czuję się dobrze, ja po prostu nie umiem wydusić z siebie żadnego słowa. Nie potrafię.
Nie mam odwagi. Ale nie! Zrobię to! Przypominam sobie teraz słowa matki, do których ani trochę nie muszę się stosować, ale chcę. Chcę. "Jeśli chcesz to potrafisz" Właśnie te zdanie, powiedziała mi, kiedy miałam 8 lat. Zapamiętałam je aż do dzisiaj. Aż trudno w to uwierzyć.
Podchodzi do drzwi. Ma zamiar już wyjść, kiedy w ostatniej chwili mówię:
- Poczekaj.
 Pierwszy raz słyszy mój głos. Patrzy na mnie jakby widział jakiegoś anioła.
Stoi nade mną. Jestem skrępowana jak nigdy dotąd. Nie lubię tego uczucia, kiedy wiem, że ktoś mi się przygląda. Lepiej już by było, gdyby mi się przyglądał, a ja bym o tym nie wiedziała. Wtedy jeszcze bym jakoś dała rade. Bym to przeżyła. A teraz? Teraz, nie mogę nabrać powietrza, nie mogę oddychać, nie mogę się ruszyć. Nie zrobię żadnej z tych czynności, dopóki on nie przestanie się tak gapić. Chciałabym umieć tyle nie myśleć, nie przejmować się każdą chwilą mojego życia.
- Jak masz na imię? - pyta się mnie, a ja umieram.
- Clara - jakimś cudem udaję mi się odpowiedzieć, nie patrząc na niego. Nie umiem spojrzeć jemu w oczy, a tak bardzo bym chciała. Nie jestem jeszcze gotowa na stosowanie tej zasady "Jeśli chcesz to potrafisz" Ona by zmieniła całe moje życie. Tak myślę.
- Piękne imię.
Pierwszy raz w życiu słyszę tak miłe słowa z czyiś ust, a na dodatek z ust c h ł o p a k a
Nie odpowiadam. Na mojej twarzy pojawia się tylko lekki uśmiech, którego trudno jest dostrzec. Rzadko się pojawia. A nawet nigdy. Ostatni raz pojawił się, kiedy miałam 10 lat. Dom, otoczenie, ludzie, ja, nieśmiałość. To chyba przez te rzeczy trudno jest mi się uśmiechać, ale jest ich jeszcze więcej. Mogłabym wymieniać godzinami.
- Opowiesz mi coś o sobie?
Mój wzrok unosi się ku chłopakowi.
Czeka na moją odpowiedź.
- Oczywiście, jeśli nie chcesz to nie - mówi spokojnie lekko się uśmiechając
- To może najpierw ty - jakimś cudem z moich ust wydobywają się słowa. Patrzę na jego twarz, lecz on tego nie widzi. Zastanawia się co może powiedzieć, chyba.
- No dobrze. Więc... Jestem Justin. Mam 16 lat. Chodzę do Vest High School. To chyba tyle - uśmiechnął się
V E ST  H I G H  S C H O O L
Ja chodzę do tej szkoły, ja się w niej uczę, każdego dnia do niej przychodzę.
Jak ja mogłam go przegapić?
- Mam na imię Clara, to akurat już wiesz - jakimś cudem uśmiechnęłam się patrząc mu w o c z y. Vest High School - czekam na jego reakcje
- Vest High School? Na prawdę? Nigdy cię nie spotkałem.
Może, dlatego, że się w niej nie wyróżniam.
- W końcu mała ona nie jest - rozmawiam z nim coraz swobodniej. Nie mam pojęcia jak mi to się udaję, ale to chyba dobry znak.
- No w sumie to tak. W końcu to nasz pierwszy rok. Tak od razu raczej wszystkich nie poznam. Ale mam nadzieję, że jak najszybciej.
Mówi to tak, jakby miał zamiar w ciągu 3 lat w tej szkole wszystkich poznać. A ja?
Ja nawet nie mam odwagi poznać choć jednej osoby.
Na początku, kiedy go ujrzałam byłam nieśmiała, jak przez całe moje życie. Znam go zaledwie godzinę, a normalnie z nim rozmawiam. Nie wiem jak to jest w ogóle możliwe. Nawet nie zastanawiam się co mam powiedzieć. Nie myślę o tym. Czy ta znajomość przetrwa? Czy będę w stanie rozmawiać swobodnie przy innych ludziach tak jak przy nim? Podobno wszystko jest możliwe.

--------------------------------------------------------------------------------
Tak jak pisałam w zakładce "Informacje" Rozdział 2 miał się pojawić w tym tygodniu, więc postanowiłam go dodać na bloga. Nie jest on długi, ale obiecuję, że następny będzie o wiele dłuższy. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Proszę was o szczere opinie na temat tego rozdziału w komentarzach poniżej :)

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 1

Ledwo co otworzyłam oczy. Nie spałam całą noc. To już nie pierwszy raz. Rolety były zasłonięte. Zawsze zasłaniam je na noc. Czym ciemniej tym więcej wypływa łez z moich oczu. Całymi dniami powstrzymuje się od płaczu, jakoś daję radę, ale gdy nadchodzi noc, łzy leją się jak deszcz. Dla innych noc to pora odpoczynku od pracy, szkoły, czas na relaks, a dla mnie to kolejna przepłakana noc.
Kolejny taki sam dzień. Ranek, stresujący czas w szkole, okropna atmosfera w domu, przepłakana noc i tak w kółko. Nic się nie dzieje w moim życiu co mogłoby mnie uszczęśliwić lub mile zaskoczyć. Może to przez to że z nikim nie rozmawiam, nie interesuję się życiem szkoły, życiem innych, nie mam przyjaciół, a to przez to że nie potrafię, nie mam odwagi. Jak ja mam zdobyć przyjaciół bez odwagi, jak mam ich zdobyć z moim charakterem? Z tą ciągłą nieśmiałością? Chciałabym żeby to ktoś zawalczył o mnie, a nie ja o kogoś, ale to raczej nie możliwe, więc...
- Clara! - krzyknęła mama
Ogarnia mnie strach. Boję się, że kolejny raz będzie mnie... biła. Zaczęło to się zdarzać, gdy rodzice coraz częściej zaczęli się kłócić. Matka musiała się na czymś wyrzyć, ale okazało się, że chyba chce się wyrzyć na kimś a nie na czymś, więc wybrała mnie. Ta rodzina jest nienormalna, a tata siedział nic nie mówiąc. Ale i tak nigdy do niego nic nie miałam. O wiele razy wolałam go niż matkę. Czasem uciekałam i unikałam tej przykrej chwili, tej okropnej chwili. Ostatnio rzadziej to się zdarzało, dlatego boję się co ten krzyk ma oznaczać. Idę nieśmiałymi krokami do salonu. Widzę niezafajny widok, w sumie jak co dzień pewnie. Nie wiem czy codziennie tak to wygląda, bo rzadko wchodzę do tego pokoju, ale się domyślam. Butelki po piwie wszędzie się walają, opakowania po chipsach, opakowania po papierosach.
Właśnie takie mam życie. Nie mówię o nim nikomu. Zostaje mi tylko kartka papieru i długopis. Na kartce papieru nigdy się nie zawiodę, ale na ludziach owszem, da się, jak najbardziej zawieść na ludziach, trudno jest mi zaufać komukolwiek.

Na kanapie widzę mojego ojca. Myślę, że śpi, lecz po zachowaniu matki nie wiem co mam o tym myśleć. Widzę ją całą zapłakaną. Podchodzę do taty. Kładę rękę na jego sercu. Zastygam. Męczy mnie w środku jakieś dziwne uczucie. Staram się nie płakać. Właśnie się dowiedziałam, że osoba, dzięki, której jestem na tym świecie... nie żyje. Nie nawidzę tego życia, tak. Lecz powinnam jemu podziękować za to, że jestem. A ja nigdy tego nie zrobiłam. Może miałam jeszcze kiedyś zamiar to zrobić, sama nie wiem. Już nigdy tego nie zrobię. Po moim policzku spłynęła łza.

Nie odzywając się wzięłam torbę, w której była moja stara komórka, 30 zł (tylko tyle miałam), pamiętnik, czyli "kartka papieru" oraz długopis. Nie myślałam w tym momencie o szkole, za nic nie pójde do szkoły w takiej sytuacji. Otworzyłam drzwi, spojrzałam jeszcze raz na mój mały, skromny pokój, odwróciłam się ku drzwi i zamknęłam je po cichu, żeby nie usłyszała, że wychodzę. Szłam przed siebie. Łzy spływały. Była mgła, padał deszcz, więc nie obawiałam się, że ktoś mnie zobaczy. Po paru sekundach przemokły moje ubrania. Minęła godzina. Nadal idę. Nie zatrzymuję się. Przeszłam już tyle kilometrów, że nie czuję nóg. Dalej już nie mogę.

-------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał i że was nie zawiodłam. Jeśli przeczytałeś to poproszę Cię o wyrażenie swojej opinii w komentarzu :)

środa, 18 czerwca 2014

Prolog

Siedzenie w dusznej, ciasnej szkole dobiega już prawie końca. Życie zacznie się od nowa, wszystko stanie się lżejsze, lepsze (niby) W końcu będą wakacje. Choć w moim przypadku wątpię, żeby coś się zmieniło na lżejsze, lepsze...
Codziennie doznaje samotności. Rodzina to grupa ludzi, którzy są ci najbliżsi, którzy cię kochają, którzy zawsze cię wysłuchają, na których zawsze możesz liczyć. A dla mnie rodzina to przeciwieństwo kochania, zaufania, wysłuchania ciebie. Chciałabym czasem, żeby był tylko świat i ja. Mogłabym się oderwać od codziennego świata, od rodziny, od ludzi, od szkoły, od wszystkiego co istnieje. Chcę uniknąć codziennych kłótni domowych, chcę uciec z tego miasta, nie chcę być sobą. Krótko mówiąc - mam dość. Niby mam tutaj osoby, które mogłyby mi pomóc, tylko problem jest w tym, że ja nie chcę tej pomocy. "Jestem typem dziewczyny, która dusi wszystko w sobie, ale nie prosi o pomoc, bo liczy na to, że oczy powiedzą wszystko". Niestety, taka prawda. Bolesna lecz prawdziwa.
Mama kiedyś mi powiedziała takie słowa: "Jeśli chcesz to potrafisz". Te słowa jeszcze ani razu mi nie pomogły. Nie dotarły do mnie kiedy miałam 10 lat. Ale kiedy dorastałam, byłam już starsza, zrozumiałam co one oznaczają. Ale czy słowa mogą pomóc? Czy to w ogóle możliwe? Może i tak. Może pomogły by mi gdyby ktoś inny je wypowiedział, gdyby ktoś wypowiedział je w inny sposób. Matka powinna być ważną osobą w życiu. Nie w moim. Nie przejmuję się mną, a ja nie przejmuję się nią. Nie chcę się nią przejmować, potrafię się nią nie przejmować. Nie przejmowanie się własną matką.To chyba jedyna rzecz, którą potrafię, której chcę.
Może jeszcze będzie taka chwila, taki dzień, w której pojawi się człowiek, który odmieni całe moje życie. Chciałabym. Ale to raczej nierealne, to fikcja, to marzenie, z którym będę żyła już przez całe życie. Wszyscy mówią, że kiedyś znajdziesz tą jedyną osobę, która cię pokocha, która nie pozwoli ci odejść. Te słowa usłyszałam chyba w kościele. Chodzę czasem do kościoła, czasem też nie, ale jestem wierząca. Wierzę, że Bóg doda mi siły. Czasem tracę tą wiarę, ale staram się nie poddawać, staram się nie upaść. Świadomość, że gdzieś, kiedyś poznam taką osobę, daję mi trochę nadziei, że moje życie może jeszcze się zmienić. Zmienić się na lepsze. I wtedy nie chcę umierać. Mówię sobie, że mam czas. Że poczekam.